Aktualności

27-01-2011-20:42:51

Rick Ross - "Teflon Don"

Udostępnij! Tweetnij!

Rick Ross doskonale zdaje sobie sprawę, że w muzycznym głównym nurcie popularność bywa ulotna i często trwa niewiele dłużej niż pięć minut. Korzystając z dobrej passy, budżetu Def Jamu oraz koneksji wydał czwarty album w ciągu pięciu lat i pewnie znów zadebiutuje na szczycie amerykańskiej listy sprzedaży.

"Teflon Don" to ani najlepsza, ani najgorsza płyta byłego klawisza z Miami. W ogromnym uproszczeniu wystarczyłoby napisać, że to płyta, jakiej należało się po prostu po nim spodziewać. Świetnie wyprodukowana przez gorące na mainstreamowej scenie nazwiska (Danja, Kanye West, J.U.S.T.I.C.E. League) i okraszona gościnnymi występami plejady świetnych gości. Trochę śmieszne jest nagrywanie solowego dzieła, na którym tylko w otwierającym krążek numerze występuje się samotnie, ale z drugiej strony, czy te setki tysięcy fanów sięgnęłyby po płytę Rossa gdyby nie gorące kooperacjeo Wątpliwe.

Ricka słuchamy dla takich momentów, jak "Maybach Music III", gdy zderza ze sobą trzy różne rapowe style (on sam, T.I. i Jadakiss), dokładając do tego aksamitny wokal Erykah Badu. Ricka słuchamy na imprezach i w samochodzie, gdy z Jayem-Z wymienia rymy we "Free Mason", a z Gucci Mane'em ogrzewa kluby utworem "MC Hammer". Ross się nam podoba, gdy kapitalnie miesza mocny rap z delikatnym R&B czy soulem.

I oddajmy mu, co należne - on to naprawdę umie robić. Nie zapisze się w historii hip-hopu jako najlepszy raper czy najbardziej ambitny tekściarz. Rick Ross robi muzykę do samochodu i do zabawy. I dopóki wychodzi mu tak dobrze, jak na "Teflon Don", niech robi to dalej.


Udostępnij! Tweetnij!

TAGI: