Aktualności
Theophilus London - "Timez Are Weird These Days"
Na debiutancki longplay Theophilusa Londona, brooklyńskiego rapera wychwalanego pod niebiosa przez liczne serwisy zajmujące się muzyką niezależną, czekaliśmy bite dwa lata. Płyta nareszcie jest i co najważniejsza, jest dobra i zaskakująca.
Gdyby ktoś mnie spytał komu najbardziej spodoba się album obiecującego hiphopowca, odpowiedziałbym dość przewrotnie - osobom, które za rapem raczej nie przepadają tudzież traktują ten gatunek poważnie tylko wtedy, gdy zachodzi kolaż z innymi brzmieniami. Nie przez przypadek z Londonem współpracowali Dave Sitek z TV on the Radio czy ceniony producent Dan Carey, mający na koncie kompozycje dla tak różnych artystów jak Franz Ferdinand, Santigold, M.I.A. czy CSS. Klasycznie brzmiącego hip-hopu nie ma na "Timez Are Weird These Days" ani trochę. Odnajdujemy za to nawiązania do electro lat 80. ("Love Is Real"), szalonego stylu N*E*R*D sprzed dekady zmiksowanego z wycieczkami Becka ("All Around The World") czy też ukłony w stronę galaktycznego funku Prince'a (m.in. w "Why Even Try"), który stanowi dla rapera olbrzymią inspirację. Gdyby na siłę próbować odnieść muzykę do współczesnych czarnych brzmień, to w "Wine And Chocolates" delikatnie pachnie Kid Cudim, ale wpływ ma na to zarówno podkład, jak i sam głos Theophilusa, który podobnie jak wspomniany Cudi też lubi podśpiewywać i nie ogranicza się do mechanicznego dukania do rytmu. Jest przy tym nad wyraz kulturalny, nie ucieka do przekleństw, opisuje życie, związki pomiędzy ludźmi w dość prosty, ale ujmujący sposób. Nic dziwnego, że wśród jego fanów większość stanowią kobiety, którym poświęca w tekstach dużo miejsca. Na koniec warto podkreślić, że płyta jest dobrze wyważona pod względem długości. Mniej więcej czterdzieści minut to akurat tyle, aby w pełni poznać walory Londona i z ciekawością oczekiwać jego kolejnych wydawnictw. O ich poziom jestem dziwnie spokojny.
Aktualności