Aktualności

26-09-2011-18:45:10

Green Day - "Awesome as F**k"

Udostępnij! Tweetnij!

Z tym "Awesome as F**k" to lekka przesada, ale nowe koncertowe wydawnictwo Green Daya to kawał świetnego, energetyzującego grania.

Zespół istnieje od blisko dwudziestu pięciu lat, z czego od dwóch dekad gra w niezmienionym składzie. Na całym świecie osiem ich studyjnych płyt sprzedało się w nakładzie ponad sześćdziesięciu pięciu milionów egzemplarzy. Owa skrócona biografia służy temu, by pokazać, że według wszelkich prawideł dawno powinno im się przestać chcieć. Tymczasem nieuchronnie zbliżający się do czterdziestki muzycy wciąż czerpią gigantyczną radość z grania, radość, która eksploduje na scenie i która udziela się zgromadzonym.

Dawno już słuchając wydawnictwa live, nie czułam tej niedającej się pomylić z niczym innym, wspaniałej, koncertowej atmosfery (tak, piję ponownie do tych wszystkich pseudokoncertowych albumów wyczyszczonych i wypolerowanych w studiu). W przypadku Green Daya mamy prawdziwy żywioł - łojące bębny, piłujące gitary, wrzeszczącego Billy'ego Joe Armstronga i szalejącą publiczność. A wszystko bardzo, bardzo głośne.

"East Jesus Nowhere" to mój ulubiony fragment zestawu. Zaczyna się od stadionowych zaśpiewów, które szybko uzupełniają skomasowane siły dudniącej perkusji, pulsującego basu i wściekłych gitar. No i to pieprznięcie kiedy na liczniku wyświetla się 4:47 - bajka! Podobnie jest w pozostałych kawałkach - Green Day atakuje z pełną mocą, bez litości i ceregieli. "Know Your Enemy", marszowy "Holiday", premierowy, motoryczny i rozpędzony "Cigarettes and Valentines", "Who Wrote Holden Caulfieldo", "American Idiot" to po prostu petardy, pędząca, rockowa nawałnica, gdzie nie ma czasu ani miejsca na nic poza ostrym, wysokooktanowym hałasowaniem. Nawet wyluzowane "When I Come Around" brzmi tu potężniej i zadziorniej. Ze spokojnych, balladowych numerów najładniej natomiast wypada chyba "Good Riddance (Time of Your Life)".

Płytę audio wypełniają fragmenty występów z różnych miejsc, tymczasem na DVD zamieszczono nagrania z Japonii. Większość kawałków jest podobnych, drugi z krążków warto jednak odpalić, by usłyszeć "The Static Age" z popisem na saksofonie, wyśpiewane przez fanów "Boulevard of Broken Dreams" (ciarki murowane) czy świetny cover "My Generation" z The Who. Wizualnie czekają nas płomienie, fajne efekty świetlne, maski, mnóstwo kolorów. Wszystko zmontowane dynamicznie, "skocznie", z przebitkami na ujęcia nagrane przed show i migawki z miasta.

Przyznam, że nie jestem wielką fanką tria, ale "Awesome as F**k" to po prostu fantastyczna rzecz - sto procent energii i sto procent zabawy.


Udostępnij! Tweetnij!

TAGI: