Aktualności

27-08-2009-00:47:44

U2 - "No Line on the Horizon"

Udostępnij! Tweetnij!

Miałam nadzieję, że nowy album U2 będzie czymś równie wielkim, co ego Bono. Chciałam, żeby "No Line on the Horizon" pokazało tym wszystkim młodym zespołom aspirującym do ligi U2, że to jeszcze nie ich czas. Cóż, jeszcze nie ich czas, ale płyta nie jest tak genialna, jak się spodziewałam. A spodziewać się miałam prawo...

Oczywiście, wina nie leży po stronie mych rozbuchanych oczekiwań, lecz muzyków. Najpierw razem z producentami (Brian Eno, Daniel Lanois) zapewniali, że będzie to materiał na miarę "Achtung Baby" (a wszyscy wiemy, jak doskonałe jest to dzieło), potem na pierwszy singel wybrali "Get on Your Boots". Numer podzielił fanów - niżej podpisana zdecydowanie znalazła się jednak w gronie entuzjastów. Stawiając na "sexy boots" Irlandczycy pokazali, że wciąż mają "cojones" i potrafią być zadziorni, nieprzewidywalni, i nagrywać piosenki nie tylko o "pięknych dniach". Złudzenie trwało jeszcze przez 4 minuty i 12 sekund. Tyle bowiem trwa utwór tytułowy. W sumie "stadionowy", ale o pięknym brzmieniu i z rozkręcającą się gitarą The Edge. Czar prysł przy kolejnej piosence. "Magnificent" zaczyna się całkiem interesującym riffem a la The White Stripes, ale zmienia się w typowe U2. Ładne, klimatyczne, ale nie nadzwyczajne. Podobnie jest przy kolejnych kawałkach, które choć odbijają się echem "The Million Dollar Hotel" i "The Joshua Tree", przy nawet bardzo uważnym słuchaniu zlepiają się w jedną, nieszczególną całość. Jazda zaczyna się od nowa przy "Get on Your Boots". To bowiem jeden z większych plusów "No Line on the Horizon". Tam, gdzie większość płyt wyhamowuje, ten krążek nabiera rozpędu. Dostajemy zatem znakomite, z uwagi na brzmienie gitary najbardziej "achtungowe" "Stand Up Comedy" oraz "FEZ - Being Born" z metalicznymi przepięknymi fragmentami rodem z najlepszych kawałków "The Unforgettable Fire". Nawet ballady w tej części są bardziej urodziwe, a i znalazło się miejsce na trochę bluesa.

"No Line on the Horizon" to bodaj najbardziej eklektyczny materiał od czasu "Pop". Gdyby panowie zmienili proporcje i więcej dali ostrych, rockowych nagrań, a mniej tych ładnych piosenek do radia, byłoby wspaniale. No ale przecież mówimy o U2, więc i tak w skali światowej jest wybornie. A co do skali U2... chyba nadszedł czas, aby pogodzić się z faktem, że drugiego "Achtung Baby" już nigdy nie będzie.


Udostępnij! Tweetnij!

TAGI: