Recenzja

15-08-2009-03:09:10

Morrissey - "Years Of Refusal"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Fani The Smiths, marzący o powrocie grupy, mogą o tym zapomnieć. Morrissey w takiej formie do niczego nie potrzebuje swoich dawnych kolegów. Doskonale da sobie radę bez nich.

Mozzer dumnie spogląda z okładki, trzymając w ręce synka swojego menedżera. Wie, że wykonał znakomitą pracę. Klimat Los Angeles mu służy. W Mieście Aniołów nagrano następcę wychwalanego pod niebiosa w ojczyźnie artysty "Ringleader Of The Tormentors", z odpowiedzialnym za brzmienie wcześniejszej płyty - "You Are The Quarry", Jerrym Finnem. Producent niestety nie doczekał premiery materiału (zmarł w sierpniu 2008).
Morrissey za kilka miesięcy skończy 50 lat, a nagrał album kipiący młodzieńczą energią, z ostrymi rockowymi gitarami, mocno grającą sekcją rytmiczną, jakby chciał przypomnieć, że jego pierwszą miłością były punk i glam rock. Tuzin piosenek trwa nieco ponad 40 minut. Słuchałem ich z mieszanką miłego zaskoczenia i podziwu. Tak dynamicznego materiału Mozzera się nie spodziewałem. Nawet spokojniejsze numery na płycie mają potężną siłę rażenia. Wszystko nagrano "na setkę". Naturalność, swobodę i niewymuszony luz słychać w każdej kompozycji. Rzecz jasna nie mogło zabraknąć melancholijnych piosenek, które Morrissey śpiewa jedynym w swoim rodzaju rozmarzonym, wibrującym głosem. To jego znak firmowy. Ale znakomicie wypada również w rockerach - "All You Need Is Me", "Sorry Doesn't Help", czy nieco mroczniejszym "Black Cloud" z gościnnym udziałem Jeffa Becka. Ładnie buja mocno taneczny i latynoski "When I Last Spoke To Carol" z solową partią trąbki. Kapitalna jest ballada "You Were Good In Your Time" z wplecionym dialogiem po francusku i niepokojącym instrumentalnym fragmentem pod koniec, jakby wziętym z dreszczowca. Siłą materiału jest to, że jest on równy. Ciężko byłoby wskazać kawałek, który absolutnie się nie broni i mógłby zostać wyrzucony z zestawu.

Mozzer śpiewa: "Będziecie za mną tęsknić, gdy odejdę". Skoro jest w takiej dyspozycji prędko nie odejdzie. W każdym razie nie chciałbym. Zawsze żal, jeśli odchodzi artysta wyjątkowy, a Morrissey nim jest. Warto zastosować się do wskazówki na rewersie okładki i słuchać płyty głośno. Razi jeszcze skuteczniej.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: morrissey