Recenzja

21-06-2010-20:36:29

Vince Neil - "Tattoos & Tequila"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Dobry rock and roll par excellence, czyli coś, co dla Vince'a Neila jest integralną częścią krwiobiegu. Podobnie, jak tatuaże, tequila i blondynki z silikonowym biustem.

Dobiegający 50. wokalista Mötley Crüe płyty solowe nagrywa rzadko. Ale jak to robi, efekt jest zaskakujący (wyprodukowana przez The Dust Brothers "dwójka") lub znakomity, jak w przypadku debiutanckiego "Exposed", na którym cudnie szalał na gitarze Steve Stevens.

Mając wolne od Crüe, Vince, poza biznesem w Las Vegas, zajął się też wspominaniem muzyki, która go ukształtowała. Rzecz jasna wspominki nie polegały na ronieniu łez nad szklankami tequili, lecz wybraniu kilkunastu ulubionych piosenek, skrzyknięciu odpowiednio rockandrollowych kumpli w studiu i nagranie materiału. Do realizacji pomysłu wybrani zostali - znani ze Slaughter Jeff Blando (gitara) i Dana Strum (gitara basowa) oraz bębniarz Zoltan Chaney. Żeby nie narazić się na zarzut pójścia na łatwiznę i nabijanie kabzy recyklingiem cudzych pomysłów, Neil dodał dwie nowe piosenki - esencjonalnego tytułowego rockera, napisanego razem z Martim Fredriksenem (m.in. Aerosmith) plus zaskakująco lekki numer "Another Bad Day", pod którym podpisał się też kompan z Mötley Crüe, Nikki Sixx, oraz druh z innej rockowej bandy, Tracii Guns z L.A. Guns.

Niektórzy kręcą nosem na płyty z coverami, ale warto ich słuchać. Zawsze może się trafić fajna piosenka zespołu, o którym się nie słyszało albo wersja, która przebije oryginał, choć jest to rzadkie zjawisko. U Vince'a wieki temu zdiagnozowano chroniczne uzależnienie od bezpretensjonalnego melodyjnego rocka, owocujące mnóstwem fajnej muzyki do jeszcze fajniejszej zabawy. Na "Tattoos And Tequila" poza luzackim rockowym uderzeniem jest miejsce na sentymentalizm. Kto by pomyślał, że Neil zmierzy się z "Who Will Stop The Rain" Creedence Clearwater Revival i będzie w stanie nie zamordować tej piosenki? A jednak ta sztuka mu się udała.

Vince lśni niczym platynowe blond włosy jego czwartej żony w prostych rockerach, także tych niekoniecznie powszechnie znanych - "He's A Whore" Cheap Trick, "Ac Dc" Sweet czy Another Piece Of Meat" Scorpions. "No Feelings" Sex Pistols zinterpretował w porządku (choć do dziś dobrze pamiętam, jak przed laty sparzył okrutnie "Anarchy In The UK" na "Decade Of Decadence" Mötleyów). Ciekawie, ostro i dynamicznie, przerobiono innego nieśmiertelnika - "Viva Las Vegas" Elvisa Presleya, a także "The Bitch Is Back" Eltona Johna (z wplecionym kawałkiem riffu z "Won't Get Fooled Again" The Who). Obecność tego ostatniego można uznać za niespodziankę. Prędzej spodziewałbym się na płycie mieszanki glam rocka i rocka z punkiem niż piosenek Sir Eltona. Zainteresował mnie cover "Long Cool Woman" The Hollies. Na tyle, że chętnie poszukam oryginału.

Gdyby szukać słabszych punktów na "Tattoos And Tequila", to trzeba wskazać na przeróbkę "Nobody's Fault" Aerosmith. Mroczne piosenki jakoś nie pasują do Vince'a, który kojarzy się z nieustanną radosną imprezą z wianuszkiem niezbyt ubranych klonów Barbie i Pameli niż z nurzaniem się w mroku. Ten numer lepiej wyszedł thrashmetalowemu Testamentowi. Można było więcej popracować nad "Beer Drinkers & Hell Raisers" ZZ Top. Motörhead przed laty zademonstrował jak. Neil chyba jednak też zdał sobie sprawę, że to nie jest mocny punkt albumu, więc wybrał dla niego rolę bonus tracka.

Poza tym mamy rock and roll, że palce lizać, otwierać tequilę i chwytać za co się da panny w mocnym negliżu. A potem zabawa na full do białego rana.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: vince neil