Recenzja

24-06-2010-12:22:38

George Michael - "Live in London"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Kto nie miał okazji w 2007 roku zobaczyć George'a Michaela podczas występu w Warszawie, teraz za sprawą DVD "Live in London" ma okazję nadrobić zaległości, i to z nawiązką. Koncertowych doznań co prawda nie zastąpi nawet najlepsze wydawnictwo, ale wizualna bajka, którą można w pełnym wymiarze obserwować w domowym zaciszu przebija o kilka poziomów to, co widzieliśmy w stolicy.

Wokalista, ze sztabem współpracowników, postawił na prostotę. Cały show tworzą bowiem tak naprawdę światła jaśniejące na gigantyczny ekranach - 150 tysięcy pulsujących i migoczących diod. Ekrany czasem służą za telebimy i trzeba przyznać, wielkoformatowe ujęcia z klipów "Too Funky" i "Freedom '90" czy wideo z udziałem Dity Von Teese do "Feeling Good" robią kolosalne wrażenie, jednak nie aż takie, jak soczyste barwy, które rozbłyskują za placami i pod stopami artysty. Największy z ekranów "spływa" bowiem na podłogę. Zabieg zdawać by się mogło banalny, ale efekt piorunujący. Poszczególnym piosenkom towarzyszą zatem eksplozje intensywnych odcieni czerwieni, zieleni, pomarańczu. Inne kawałki mienią się natomiast kolorami tęczy. Kapitalnie sprawdza się również wersja monochromatyczna z oślepiającym błękitem ("An Easier Affair"). Jedynym rekwizytem ubarwiającym cały koncert jest "dmuchany" George W. Bush, który pojawia się na "Shoot the Dog".

Muzycznie, chyba udało się George'owi zadowolić każdego fana, naszpikował bowiem repertuar największymi hitami (zabrakło może "The Edge of Heaven"). Z miejsca wyróżnia się "I'm Your Man" jeszcze z repertuaru Wham!, które początkowo wokalista dla żartu wykonuje w balladowej aranżacji. Bardzo ładnie wypada stonowane, bardziej soulowe niż rockowe, "Father Figure", rozśpiewane, rozbujane "Everything She Wants" czy roztańczone, okraszone dęciakami "Fantasy". O "Outside" (oczywiście odśpiewanym w policyjnym mundurze), "Amazing" czy "Freedom '90" nie ma co wspominać, bo to pewniaki. Niespodzianką może natomiast być przyspieszone, elektroniczne "Spinning the Wheel". Całość jest gładko i sterylnie wyprodukowana, ale bogate aranżacje i przede wszystkim 6-osobowy chórek dodają nagraniom ciepła.

Tym koncertem George Michael udowadnia też, że jest urodzonym showmanem a mając 45 lat wciąż potrafi się znakomicie ruszać i świetnie śpiewać.

P.S. Zestaw uzupełnia dodatkowy krążek z trzema bonusowymi nagraniami oraz filmem dokumentującym trasę muzyka. Obraz przedstawia artystę w wielu prywatnych sytuacjach, m.in. z ojcem, partnerem Kennym Gossem czy w... toalecie. Całość jest dość zabawna a wokalista pokazuje, że ma wiele dystansu do samego siebie. Przede wszystkim film przybliża ogrom przedsięwzięcia, jakim jest taka trasa. Samo wybudowanie sceny trwało 12 godzin.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!