Recenzja

24-03-2011-17:47:52

Robert Plant - "Band Of Joy"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Robert Plant to wybitny kurator wystawy o narodzinach rocka. Kurator darzący szczególnym uczuciem najstarsze eksponaty.

Nie bez powodu album otrzymał tytuł "Band Of Joy". Tak nazywała się pierwsza kapela Planta założona w latach 60., grająca cudze kompozycje bluesowe, country, folkowe. Artysta nie ukrywa, że chciał wrócić do klimatu z czasów młodości, zanim powstał Led Zeppelin i przyszła ogromna sława. Wrócił udanie, ryzykując utyskiwania, że nagrywa dwie płyty z rzędu z nie swoimi piosenkami. Utyskiwać mogą jednak tylko ci, którzy nie zadadzą sobie trudu kilkukrotnego przesłuchania krążka.

Plant bluesa, country, folk i gitarowy rock czuje po prostu przepięknie i wydobywa go z miejsc nie zawsze dobrze znanych miłośnikom muzyki (poza Los Lobos oryginalni wykonawcy nie są popularni). Artysta gra muzykę, jaka kształtowała go jako artystę i czyni to przejmująco. Akustyczny, delikatny blues, country ("House Of Cards", "Central Two-O-Nine"), mocny rockowy numer, czasem z psychodelicznym zacięciem, (cudny "Silver Rider", świetny żywy i radosny "You Can't Buy My Love" zaśpiewany w duecie, "Monkey") czy tradycyjne pieśni, kiedyś śpiewane przez niewolników na plantacjach - wszystko wypada ślicznie. Piosenki niejednokrotnie starsze od Planta zyskały dzięki jego interpretacji i produkcji osobowości sceny Nashville - Buddy'ego Millera, nowe życie, świeżość, odmłodniały. Jednakże z zachowaniem szacunku należnego tradycji. Duety wokalne wypadają równie udanie, co na "Raising Sand", nagranej z Alison Krauss (podobnie jak tam, znalazła się tu piosenka z repertuaru Townesa Van Zandta), a "I'm Falling In Love Again" tchnie radością doo-wopowych hitów z lat 50. i 60. Fanów Led Zeppelin pewnie interesuje, czy coś kojarzy się z dokonaniami formacji. Trochę takich momentów jest, nawiązujących głównie do okresu trzeciego albumu Anglików.

Druga artystyczna młodość Planta, rozpoczęta w XXI wieku krążkiem "Dreamland", zdaje się nie mieć końca, co cieszy. Erudycja artysty w dziedzinie bluesa, country, folku jest ogromna i albumy w stylu "Band Of Joy" mógłby nagrywać do końca swoich dni. Teraz chyba jednak nastał czas najwyższy, aby pomyśleć o następcy znakomitego "Mighty ReArranger".

Podziel się na facebooku! Tweetnij!