Recenzja

30-10-2011-10:20:04

Beastie Boys - "Hot Sauce Committee Part Two"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Hip-hop może jawić się jako domena młodych, a wyszczekani MC często nie są w stanie wyhodować zarostu. Panowie z Beastie Boys udowadniają jednak, że stary człowiek też może.

Może to trochę nieładnie, nawet mężczyznom, wypominać wiek, ale w przypadku nowojorczyków kryje się za tym wielki komplement. Ponad trzydzieści lat na scenie, powoli zbliżają się do pięćdziesiątki, Adam Yauch po ciężkiej chorobie, tymczasem Beastie Boys brzmią jakby właśnie dorwali pierwszego w życiu boomboksa i postanowi się trochę powygłupiać. Na "Hot Sauce Committee Part Two" panowie (uparcie zamierzam tak ich tytułować) pokazują, że nadal jak nikt inny potrafią się przekomarzać, wciąż scratchują, samplują i zarażają funkowym groove'em. Niezmiennie na luzie, ale na bogato. Mnóstwo dźwięków, tych zrodzonych w komputerach, ale i z żywych instrumentów, śmiałe zabawy stylami i gatunkami (reggae, punk, electro) i solidny oldschool. No i jak zawsze mają w zanadrzu co najmniej kilka znakomitych numerów. Singlowe "Make Some Noise" dość szybko wwierca się mózg, fantastyczne "Don't Play No Game That I Can't Win" z udziałem Santigold fajnie buja, a "Lee Majors Come Again" to coś w sam raz dla tych, lubiących ostrzejsze oblicze formacji.

Beastie Boys są trochę dla hip-hopu tym, czym AC/DC dla rocka. Swoistym status quo, do pewnego stopnia przewidywalnym pewnikiem. Nie oglądają się na mody, trendy, robią swoje i robią to kapitalnie. Owszem, w odróżnieniu od Australijczyków, zdarzają im się wybryki jak chociażby poprzednie wydawnictwo "The Mix-Up", zasadniczo jednak brzmią po prostu jak Beastie Boys i dokładnie tego się od nich oczekuje. A jak przekonujemy się po wysłuchaniu "Hot Sauce Committee Part Two", panowie wciąż zapewniają świetną muzykę.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!