Recenzja

08-03-2012-22:02:17

Kevin Costner & Modern West - "From Where I Stand"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Kevin Costner jest rzetelnym, wzbudzającym sympatię aktorem. Nie jest jednak wybitny, ani też szczególnie wyrazisty, charakterystyczny. Podobnie jest z jego muzyką.

Lubię Kevin Costnera w filmach. Nawet bardzo. Bardzo też się ucieszyłam, gdy dowiedziałam się, że nową płytę jego zespołu wypełni jedenaście rockandrollowych piosenek. Szybko okazało się, że wydawca nieco przesadził. "From Where I Stand" to owszem rock - uplasowany gdzieś między Bruce'em Springsteenem, a Bryanem Adamsem - z niemałą domieszką folku i country. Do gitar czasem całkiem energicznych ("Where Do We Go From Here"), dochodzi country'owy przytup, zawadiackie skrzypce, trochę subtelnych ornamentów, jak tamburyno czy chórek oraz klimat filmów drogi.

Jak powiedziałam, lubię Costnera jako aktora, bo jest typem twardziela w kapciach. Odważny, nieugięty i nieustraszony, ale jednocześnie opanowany, spokojny, wręcz łagodny. Taki sam jest za mikrofonem. Kevin śpiewa męskie piosenki, o męskich problemach, nie jest jednak porywczy, wściekły. Nawet gdy przekonuje, że jest "hero back from hell" (skądinąd bardzo udany, nieco mroczny i niepokojący numer "The Hero) robi to miękkim, niezdradzającym większych emocji głosem. Owszem, czasem brzmi jak Caleb Followill z Kings of Leon, ale nie taki wlewający w swój śpiew wszystkie bolączki i pragnienia, lecz raczej nucący coś niedbale pod nosem.

Gdy mierzyć Costnera i jego Modern West z normalnymi płytami wypada to mocno przeciętnie. Nawet porównując do niedawnych dokonań jego kolegów po fachu - Hugh Lauriego czy Jeffa Bridgesa. Tańczący z wilkami nie ma tak przyciągającego głosu jak tamci dwaj, ani tak zdolnych współpracowników. Jeśli jednak traktować "From Where I Stand" jako rzecz czysto hobbystyczną, można tylko przyklasnąć. Są ładne melodie, organiczne brzmienie, pełen profesjonalizm.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!