Recenzja

11-05-2012-15:50:12

Santana - "Shape Shifter"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Piękna pocztówka z cudownych wakacji w uroczym miejscu gdzieś na uboczu. Tak w zdecydowanej większości kojarzy się nowa płyta wielkiego mistrza gitary.

Tytuł "Shape Shifter" (zmiennokształtny) jest znaczący i trafiony. Santana powraca bowiem do grania głównie instrumentalnego, z którego kiedyś słynął, i odsuwa się od mainstreamowej muzyki rockowej i popowej, którą proponował na kilku ostatnich płytach. Zbliża się znów do muzyki latynoskiej o posmaku jazzowym, jazzrockowym i smoothjazzowym. Jest liryczny, spokojny, epatuje błogością, wybuchową radością (jedyny numer z wokalami, zakorzeniony w meksykańskiej tradycji "Eres La Luz"), skręca też w stronę zadumy, jak choćby w "Dom" i pięknym "In The Light Of A New Day". Inny majstersztyk to narastająca "Canella" z mocno wyeksponowanymi perkusjonaliami (które na krążku pojawiają się bardzo często). Zwraca też uwagę najbardziej dynamiczny, momentami wręcz rockowo agresywny, "Nomad" oraz etniczny na początku utwór tytułowy. W obu ważną rolę odgrywają organy Hammonda. Album prowadzi oczywiście wspaniała, charakterystyczna gitara Santany.

"Shape Shifter" to płyta pełna słońca, optymizmu. Głównie wprowadzająca w błogostan i sielski nastrój. Poczujemy się jakbyśmy pojechali na zorganizowane przez Carlosa wakacje w malowniczym, słonecznym miejscu nad morzem lub oceanem, z dala od zgiełku popularnych kurortów. Do miejsca, w którym można się cudownie wyciszyć, wyłączyć, ale też od czasu do czasu żwawo popląsać, gdy nastrój zadumy minie. Santana dokonuje też trochę reminiscencji przeszłości, na co zdają się wskazywać niektóre tytuły. Choćby "Mr. Szabo", nawiązujący do węgierskiego muzyka jazzowego Gábora Szabó, dawno temu świetnie mieszającego jazz z popem i rockiem oraz ludową muzyką węgierską, którego utwór "Gypsy Queen" Carlos nagrał parę dekad temu, czyniąc zeń jeden ze swoich przebojów. To zresztą niejedyny węgierski ślad na płycie. Drugi to "Macumba In Budapest".

Wśród kilkunastu kompozycji, stworzonych na przestrzeni ostatnich lat, a teraz dopracowanych i nagranych, nie ma utworu kalibru "Europy" albo "Samby Pa Ti", ale to album równy i przyjemny w odbiorze z mnóstwem ślicznych melodii. To dzieło z gatunku tych, które odsuwają od słuchacza czarne myśli i pozwalają spojrzeć na świat pozytywnie, dostrzegać jasne a nie ciemne strony życia. Choćby dlatego warto po niego sięgnąć.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: santana