Recenzja

18-07-2012-15:25:45

Flo Rida - "Wild Ones"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Flo Rida to najpopularniejszy obok Pitbulla obecnie artysta, który wychodząc od stylistyki hiphopowej, przeniósł się do popowej ekstraklasy. Oczywiście, mam na myśli ekstraklasę finansową, bo od strony muzycznej sporo mu jeszcze brakuje.

Przed wysłuchaniem "Wild Ones" byłem przekonany, że będzie to bardzo niemiłe i bolesne pół godziny. Tylko i aż pół godziny, pocieszałem się. Płytę otwiera "Whistle", które poza obleśnym tekstem (tak mało wyszukanego opisu zachęty do seksu oralnego to nie pamiętam, słowo daję), ma przyjemny bit i w sumie całkiem nieźle buja. Taki opis można by zresztą odnieść do każdego kawałka w zestawie. U Flo Ridy teksty są tylko po to, by były. Artysta trochę rapuje, trochę deklamuje, czasem podśpiewuje, ale przyznać trzeba, że w singlowym "Wild Ones" ze świetną Sią czy ultraprzebojowym "Good Feeling" po prostu daje radę. Słucha się go bez najmniejszych problemów. Bo też wypracował on sposób na to, aby ślizgać się po współczesnej estetyce tanecznego rap-popu, w niemal zabójczo hitowym stylu. Nie ma ambicji, żeby zmieniać świat swoimi kompozycjami, nie widzi potrzeby otwierania młodzieży głowy na problemy głodu w Afryce. Chce, żeby ludzie się dobrze bawili, uwierzyli w siebie, kochali się i w tych tematach się porusza. Zero pozy i artystycznych zamiarów. I w sumie ja tę artystyczną szczerość i drogę na skróty doceniam. Dopóki głowa buja, nogi same się rytmicznie ruszają, a refreny wbijają się do głowy z mocą młota pneumatycznego, to ja nie mam nic przeciwko. Na lato jak ulał.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: flo rida