Recenzja

23-08-2012-23:19:39

The Darkness - "Hot Cakes"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Zazwyczaj, gdy zespół powraca po latach zadaje się pytanie czy udźwignie presję oczekiwań. Po zapoznaniu się z nową płytą The Darkness pojawia się jednak zupełnie inne. Po co komu ten powrót?

Kiedy w 2003 roku ukazał się debiut The Darkness, "Permission to Land" przyjąłem go ze sporym entuzjazmem. Nie chodziło wcale o to, że narodziła się w muzyce nowa jakość - siła bandu tkwiła właśnie w tym, że w atrakcyjny sposób przypominał to, o co chodziło w tych całych latach 70. Pan wokalista paradował po scenie w obcisłych trykotach z odsłoniętym torsem, potrafił ubarwić piosenkę falsetem, którego nie powstydziłby się Freddie Mercury, a gitarzyści prezentowali smaczne riffy, nie tak odległe od tych, tworzonych przez braci Young. Słuchało się tego dobrze, na dodatek, wszystko oblane było toną humoru… Nic dziwnego więc, że ja, jak i setki innych traktowałem zespół bardziej jako swego rodzaju muzyczny kabaret, niż coś z krwi i kości. Gdy więc w 2006 roku, zaledwie rok po wydaniu drugiego albumu "One Way Ticket to Hell... and Back" rozleciał się, zbytnio nie rozpaczałem. Teraz, po kilku latach niebytu panowie postanowili powrócić i przypomnieć, tym razem o co chodziło im, prawie dekadę wcześniej.

"Hot Cakes" jest albumem przygotowanym według tej samej receptury co poprzednie dwa. Znowu otrzymujemy melodyjny i przebojowy hard rock, mamy queenowe chórki (choćby "Every Inch of You"), riffy wyjęte niemal żywcem z płyt AC/DC (wymienić można co drugi kawałek) czy ballady w stylu bandów typu Boston ("Forbidden Love"). I znowu - słucha się tego dobrze. Płytę spokojnie można odpalić podczas jakiejś domówki, żeby się powygłupiać. Czy jednak The Darkness jest zespołem, który potrafi jeszcze zaskakiwać i pokazać, że jest czymś więcej niż kabaretem? Tutaj odpowiedź trzeba dać niestety negatywną. Zamiast odbywać sentymentalną podróż w minione lata z zespołem The Darkness, lepiej sięgnąć po płyty tych wszystkich bandów, z których dokonań muzycy tak chętnie czerpią. No chyba, że kogoś jeszcze jest w stanie zaskoczyć i rozbawić do łez Justin Hawkins krzyczący "Suck my Cock".

Podziel się na facebooku! Tweetnij!