Recenzja

19-12-2013-12:39:00

Sokół i Marysia Starosta - "Czarna biała magia"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Już na wstępie bardzo, ale to bardzo ważna informacja. Jeśli masz dobry humor, pozytywne podejście do życia, o wiele częściej się uśmiechasz niż czymkolwiek martwisz, pod żadnym pozorem nie włączaj tej płyty! Defetyzm i czarnowidztwa Sokoła mogą zepsuć nastrój nawet największemu optymiście.

Dwa i pół roku po "Czystej brudnej prawdzie", flagowy duet wytwórni Prosto Label przedstawia nam propozycję stojącą na równie wysokim poziomie. Dopracowaną pod każdym względem, w najmniejszym calu. Co najważniejsze, przygotowaną z rozmachem nieznanym dotąd rodzimym produkcjom hiphopowym. Na albumie znajdziemy bit DJ-a Premiera, co jest wydarzeniem bezprecendensowym i szkoda tylko, że legendarny nowojorczyk spisał się tak sobie. Poświęcony Warszawie utwór "Zepsute miasto" miał być wizytówką płyty, a jest jedynie dobry. Niektórym do zachwytów wystarczy sama magia ksywy i to że w cutach użył polskich winyli, ale prawda jest taka, że nawet na tym longplayu mamy kilka lepszych bitów. Brawa za to za sam pomysł, żeby ikona nowojorskiej sceny zajęła się bitem do kawałka o stolicy Polski - interesujący, przewrotny zabieg. Spośród zagranicznych twórców najlepiej wypadł młody talent sceny z Miami - SpaceGhostPurrp. Rozpoczynające album "Proporcje" intrygują klaustrofobicznym, głębokim klimatem, a to, co się dzieje w "Chujowo wyszło", będącym opowieścią o haju wywołanym LSD, to już absolutny kosmos. Chociaż może lepiej by było stwierdzić - magiczny kwas. Tytułowy kawałek to z kolei dzieło Shuko i Fonty'ego, mamy do czynienia z połamanym, bardziej pasującym do artystów z Południa USA bitem. Klasa światowa. Cieszy więc, że na tym tle kapitalnie też spisali się rodzimi twórcy, przede wszystkim duet WhiteHouse ("Wyblakłe myśli" to jak The Roots na albumie "Phrenology", ileż w tym numerze się dzieje!) oraz odpowiadający za lekko ejtisowe "Spalone mosty" SoDrumatic. Muzycznie to prawdopodobnie, tak na 99 procent, najlepiej dotąd wyprodukowany album w polskim hip-hopie. Wielkie, ogromne brawa też za warstwę didżejską. Skrecze są na całej płycie, w niektórych nagraniach tworzą odrębną historię (raz jeszcze ukłon w stronę "Wyblakłych myśli", w których DJ Eprom rozniósł wszystko w pył). I szkoda tylko, że to płyta na długie, ciemne, smutne wieczory. Najlepiej w samotności, z butelką alkoholu i paczką chusteczek oraz workiem treningowym. Sokół wyrzuca z siebie całą złość, opisuje niemal tylko negatywne aspekty codzienności i w pewnym momencie ciężar jego słów jest zwyczajnie przytłacza. Swoje dołożyła też Marysia, która na pierwszym albumie duetu dawała oddech, trochę ciepła, a tutaj dostosowała się do rapera. Brrr, konia z rzędem temu, kto zupełnie bez emocji i na spokojnie przyjmie tę dawkę zła. Dlatego też to na pewno album nie dla każdego, nie na każdą okazję. Dawkować z umiarem!

Podziel się na facebooku! Tweetnij!