Recenzja

29-09-2015-21:07:55

The Dead Weather - "Dodge and Burn"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Materiał wydany we fragmentach, potem nieco podrasowany i opublikowany jako całość. Wydawało mi się, że to kolejna ściema i zagrywka Jacka White'a, tymczasem okazało się, że nowa płyta The Dead Weather to jedno wielkie "fuck you". Do wszystkich.

"Dodge and Burn" to absolutnie bezkompromisowy zestaw. Bez mizdrzenia się do rozgłośni radiowych, fanów, organizatorów festiwali. Bez chwytliwych refrenów, ugrzecznień, półśrodków. Jakby to powiedziała Joanna Krupa, ten album ma "attitude". Chwilami wręcz mierzi i drażni, bo nikt tu się nie cacka i nie certoli, nie dba by było gładko, przystępnie. Jest hałaśliwie i jazgotliwie. Kąśliwie, ale seksownie.

Stylistyczna sfera, w której porusza się formacja The Dead Weather niekoniecznie się zmieniła. Utwory balansują na granicy garażowego rocka, brudnego bluesa, barwionej dźwiękami Hammondów psychodelii i rock and rolla, w tym przypadku dość wyuzdanego. Weźmy takie "Let Me Through". Muzycznie nic nowego - przesterowane gitary, trzaski, dźwięcząca od talerzy perkusja i drapieżny wokal Alison Mosshart. Chciałoby się powiedzieć standard, a jednak pewna nerwowość, bezpośredniość, swoista buta, lekceważenie kompozycyjnych przykazań, sprawiają, że ten numer mimo iż powinien odpychać, wślizguje się w naszą podświadomość. Podobnie jest z resztą materiału. Nie są to kawałki wpadające w ucho, klasyczne rockowe petardy, raczej rozwydrzone kawałki, którym chciałoby się dać klapsa, a jednak mają coś w sobie.

Trzecia płyta The Dead Weather ma pewną ciekawą cechę. Zazwyczaj jest tak, że bronią się pojedyncze utwory, całość natomiast rozczarowuje. Tu jest wręcz na odwrót. Dowolny numer wyłuskany z longplaya prawdopodobnie okaże się co najmniej irytujący ze swym brakiem harmonii i pozorną bylejakością. Zestawione razem okazują się natomiast silne i rasowe. To nie jest płyta, która chwyta za gardło, tylko taka, która chwyta za jaja.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!