Recenzja

15-11-2015-01:41:32

El Vy - "Return To The Moon"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

The National przez lata osiągnęli tak wysoki poziom artystyczny, że nie muszą nikomu nic udowadniać. Jeśli zechcą, mogą nawet zagrać sześciogodzinny koncert z jednym utworem na setliście (co zrobili dwa lata temu w nowojorskim MOMA).

Tym razem lider formacji, Matt Berninger postanowił stworzyć side-project i zjednoczyć siły ze starym znajomym, Brentem Knopfem z Menomeny. Jako duet El Vy pokazują, że brak presji ze strony wytwórni i krytyków może wyjść twórcom tylko na dobre.

Panowie znają się od ponad dekady, zagrali nawet wspólną trasę, gdy The National jeszcze nie byli na świeczniku. Matt Berninger miał też specjalny, ukryty folder zatytułowany "The Moon", gdzie przechowywał fragmenty potencjalnych utworów. Był zwolennikiem metody "nic na siłę". W tym roku w duecie z Brentem Knopfem wybrał jedenaście najlepszych kompozycji, które trafiły na wydawnictwo "Return To The Moon".

El Vy należy odczytywać jako "Elvis", lecz to nie król rock'n'rolla, a raczej Leonard Cohen i Tom Waits stanowili źródło inspiracji dla duetu. Od pierwszych dźwięków słuchać, że to nie jest zawoalowany kolejny krążek The National. W funkującym numerze otwarcia, a zarazem głównym singlu "Return to The Moon..." nie znajdziemy ani grama melancholii czy zgorzknienia. El Vy rozkoszują się za to indie-folkiem ("Paul is Alive") i spaghetti-westernami ("Silent Ivy Hotel"). Na krążku znalazło się miejsce i dla wysmakowanych, akustycznych gitar ("It's a Game") i dla post-rocka ("Happinness, Missouri"). Album, choć brzmi jak nagrany od niechcenia, jest spójny i wyrazisty.

Nie wydaje się, by styl El Vy miał być zwiastunem szeroko zakrojonych zmian w The National. Muzycy z Ohio prawdopodobnie pozostaną przy melancholijnym wizerunku. "Return to the Moon" jest kojącą odskocznią, nakreśloną jaśniejszymi tonami. Być może krążek jest również zapowiedzią wyczekiwanej solowej kariery Matta Berningera.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: el vy