Recenzja

02-04-2010-00:31:20

Bonobo - "Black Sands"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Ukrywający się pod pseudonimem Bonobo brytyjski didżej i producent Simon Green dorobił się w ciągu dziesięciu lat pozycji ikony wytwórni Ninja Tune. Najważniejsze, że wszelkie pochwały oraz osiągnięcia go nie zdemobilizowały. O tym, że Bonobo na laurach nie osiadł, dobitnie przekonuje jego czwarta producencka płyta.

Brytyjczyk nie mógł lepiej wybrać terminu premiery. "Black Sands" to naprawdę przepiękna ścieżka dźwiękowa do coraz dłuższych wiosennych dni. Kompozycje Bonobo cechuje niezwykle przyjemny klimat, bardzo leniwy, ale w żadnym wypadku senny czy usypiający. Jeśli podczas seansu z płytą zamkniemy oczy to tylko dlatego, żeby myślami przenieść się w najpiękniejsze miejsca na Ziemi.

Zaskakiwać może spójność wydawnictwa, bo Green postawił na dość różnorodne brzmienia. Oczywiście podstawą są przyjemne lounge'owe kompozycje o soulowym i jazzowym posmaku, ale nie brakuje też nawiązań do hip-hopu, połamanej elektroniki, ba - jest nawet domieszka klubowego disco w "1009"! No i świetnie, bo dzięki tym wszystkim zabiegom mamy do czynienia z krążkiem, do którego ani przez chwilę nie można przypiąć terminu nuda.

Na szczególne wyróżnienie zasługują trzy piosenki, w których gościnnie udziela się Andreya Triana. Mająca niebawem zadebiutować w Ninja Tune wokalistka po raz kolejny wprost genialnie wpisała się w producenckie wizje Bonobo. Szczególnie piękne jest nagranie "Stay The Same", które na długo po wyłączeniu płyty zostaje jeszcze w głowie.

Nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek po przesłuchaniu "Black Sands" nie czuł się przyjemnie zrelaksowany. A relaks w życiu jest przecież równie ważny, jak muzyka. Gdy jedno idzie w parze z drugim możemy śmiało powiedzieć o perfekcyjnym połączeniu!

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: bonobo