Recenzja

17-06-2010-23:18:49

Janelle Monáe - "The ArchAndroid (Suites II and III)"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

"André 3000 w spódnicy", najjaśniej świecąca gwiazda future-soulu, nadzieja Diddy'ego na przyszłość - to tylko część pochlebnych opinii, które spłynęły na Monáe długo przed debiutanckim longplayem. Niektórym pewnie by uderzyła do głowy woda sodowa. Jej na szczęście nie.

O Janelle głośno jest przynajmniej od pięciu lat. Jeszcze przed wydaniem płyty była nominowana do Grammy, otwierała koncerty No Doubt, Eryki Badu, OutKastu, zapisała też na koncie udaną EP-kę "Metropolis: Suite I (The Chase)", będącą zasadniczym wstępem do albumu. Powiedzieć, że oczekiwano od niej dużo, to jak nie powiedzieć nic. I tym bardziej cieszy, że piękna wokalistka (a zarazem autorka tekstów, producentka, kompozytorka) stanęła na wysokości zadania.

"The ArchAndroid (Suites II and III)" nawet przez sekundę nie nudzi. Monáe wraz z Nate'em "Rocketem" Wonderem i Chuckiem Lightningiem zadbała o niesamowitą różnorodność muzyczną. Płytę rozpoczyna melodyjny funk-soul, po chwili mamy trochę popu, aby w "Tightrope" zamienić się w oszczędny hip-hop w stylu OutKastu. Mamy nawiązania do opery i musicali, ale mamy też alternatywne brzmienia, rock, domieszkę punka. Uff, można dostać prawdziwego zawrotu głowy. Ale jakimś sposobem obyło się bez tego. Doskonałe ułożenie nagrań sprawia, że nie ma tutaj nagłych skoków, za każdym razem jesteśmy odpowiednio przygotowywani do zmiany klimatu.

O głosie i tekstach Janelle rozpisywał się nie będę. O tym nie powinno się czytać, tego trzeba słuchać. Pasjami, namiętnie, z zamkniętymi oczami i włączoną wyobraźnią. Nie sposób powiedzieć, jak dalej potoczy się kariera tej artystki, ale wygląda na to, że ma wszystkie atuty potrzebnego do tego, aby pchnąć soul dalej, aż w XXII wiek. Wielki początek.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!