Recenzja

19-12-2010-02:52:45

Katie Melua - "The House"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Melua dostała od Bozi bardzo wiele. Niebanalna uroda, wspaniały głos, łatwość nagrywania przebojowej, a niepozbawionej zarazem walorów artystycznych, muzyki. Katie skrzętnie z tego po raz kolejny skorzystała.

Umówmy się już na wstępie. Kto do tej pory nie był fanem twórczości Gruzinko-Brytyjki, ten na pewno po "The House" się nim nie stanie. Odpowiadający za większość kompozycji na albumie William Orbit nie skierował bowiem Meluy na nieznane jej dotąd muzyczne lądy, dostosowując się najwyraźniej do jej sugestii, aby brzmiało "jak Katie".

Na szczęście udało się uniknąć nudy, a melancholia nie przerodziła się w banał. Klimat jazzująco-bluesowo-soulowy wprowadza mnóstwo ciepła, nostalgii, refleksji. Słuchając "The House" przenosimy się do domu, w którym centralnym punktem jest kominek. Siadamy głęboko w bujanym fotelu z lampką wina i odcinamy się od wszystkiego, co na zewnątrz. Rozbudzają nas "The Flood" i "Plague of Love", ale większość kompozycji jest utrzymanych w spokojnym tempie.

I o to chyba chodziło. Melua jawi się jako artystka, która ma jasno sprecyzowaną wizję swojej muzyki, zupełnie nie obchodzą jej trendy, modne rozwiązania brzmieniowe. Pomimo tego nie można powiedzieć, żeby stała w miejscu. "The House" to bowiem wydawnictwo ciekawsze od "Pictures" sprzed lat i nakazuje wierzyć, że ta dziewczyna ma jeszcze sporo do powiedzenia, a w zasadzie wyśpiewania.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!