Recenzja

05-01-2011-02:22:12

Ozzy Osbourne - "Scream"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Okrzyk radości? Nowy album Ozzy'ego Osbourne'a takiego przeżycia niestety nie dostarcza. Westchniemy z rozczarowaniem, że znowu tylko chwilami jest dobrze.

Jako kiedyś niemal maniakalny wielbiciel Osbourne'a bałem się tego, co usłyszę na "Scream", gdy pewne było, że rockman pożegnał się z Zakkiem Wylde'em. Do tej pory Ozzy miał wyśmienitą rękę do znajdowania charyzmatycznych gitarzystów, z którymi nagrywał genialne płyty. Gusa G. i "Scream" od geniuszu dzieli jednak dystans więcej niż spory.

Osbourne nie jest konsekwentny. Mówił, że pożegnał się z Zakkiem, bo pisane przez niego piosenki za bardzo zaczęły przypominać twórczość Black Label Society. Tymczasem wraz z producentem Kevinem Churko napisali numery w stylu tych, które komponował Zakk. Te pięknie masywne, łkające i piszczące na końcu riffy w "Soul Sucker" czy w kapitalnym "I Want More" to Ozzy jak za najlepszych lat z Wylde'em. W tym drugim ładny klawiszowy ślad zostawił Adam Wakeman, syn Ricka z Yes. "Diggin' Me Down" z fajną melodią w refrenie też broni się nieźle. Podobnież mocno stadionowy "Fearless". Za mało jest jak dla mnie szaleństwa Ozzy'ego, mroku, horroru, strachu, niepokojących klimatów. Brzmieniowo jest w porządku, w ogóle jest poprawnie. Ale tylko poprawnie, nie wyjątkowo.

Osbourne na pewno wie, że do jego muzyki przykłada się inną miarę. "Scream" nagrany przez artystę mniejszego formatu byłby co najmniej niezłą metalową płytą. Na tle dorobku Anglika jest przeciętnym krążkiem z dość przebojowym singlem "Let Me Hear Your Scream". Przyjaciel, podzielający moje muzyczne fascynacje, gdy chce się upewnić, czy płyta mi się podoba, pyta: "Będziesz do niej wracał?". Na takie pytanie odnośnie "Scream" musiałbym odpowiedzieć "nie". Po co zmuszać się do słuchania czegoś średniego, skoro mogę włączyć "Blizzard Of Ozz" czy "Randy Rhoads Tribute" i odlecieć po raz 666?

Co do Gusa G., mogę do pewnego stopnia zgodzić się z Ozzym, który broni go mówiąc, by dać mu szansę, bo Randy Rhoads, Jake E. Lee czy Zakk Wylde też kiedyś byli nowi w jego zespole. Ale wydaje mi się, że gdyby gitarzysta miał coś wyjątkowego, charyzmatycznego, od dawna nie musiałby grywać w klubikach z Firewind. Albo inaczej, gdy Zakk grał riff lub solo, ciary przechodziły. Słuchając Gusa słyszę dobrego technicznie gitarzystę, który jednak mnie nie porusza. Ale szczerze życzę mu powodzenia, bo dostał robotę życia, dzięki której wszedł do historii metalu. Wątpliwe, by "Scream" znalazł w niej poczesne miejsce. Choć dobrze pamiętam, jak wielu dziennikarzy (także polskich) wylewało pomyje, gdy ukazywał się album "No More Tears". Dziś pewnie każdy z nich dałby się zań posiekać i modli się, by Ozzy jeszcze kiedyś nagrał coś na takim poziomie. Byłoby cudownie. Ale czy to możliwe? W rzewnej miniaturce "I Love You All" artysta dziękuje tym, którzy byli przez nim przez wszystkie lata. Mam nadzieję, że to tylko chwyt literacki, a nie faktyczne pożegnanie. Mimo wszystko, nie chciałbym, by ten wariat kończył karierę. Świat muzyki takich świrów potrzebuje.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!