Recenzja

08-01-2011-01:42:40

Miley Cyrus - "Can't Be Tamed"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

I'm not a girl, not yet a woman - śpiewała swego czasu Birtney Spears. Teraz z tym samym dylematem boryka się Miley Cyrus.

Przyznam, że Miley ma przechlapane. Dziewczę wyrosło już z Hannah Montana i Disneya, i chociaż wprawnie paraduje na wysokich obcasach, przy dojrzałych gwiazdach sceny pop zdaje się być tylko gówniarą, nieco zagubioną gdzieś przy Beverly Hills 90210. Jak to bywa w tym wieku, Cyrus ma jeszcze problemy z tożsamością. Nasza biedaczka nie do końca wie, czy chce być sexy wampem, który z wydętymi ustami spogląda na nas z okładki czy może dziką rockmanką, o czym świadczy przyjaźń (także muzyczna) z Bretem Michaelsem i upodobanie do skór oraz ćwieków, czy po prostu powinna zostać zwykłą dziewczyną, której czasem jakiś przystojniak złamie serce. Wszystkie te rozterki w wariancie muzycznym czekają na nas na nowej płycie Cyrus, "Can't Be Tamed".

Innymi słowy, nowy album wokalistki to mieszanka popu, współczesnych klubowych klimatów, rocka i nastoletniej melancholii. Przyznam, że najbardziej przekonuje mnie smutna Miley. Owszem, jej ballady są raczej naiwne a muzycznie dość tendencyjne i schematyczne, ale dziewczyna ma naprawdę ładny głos, który właśnie w akustycznych kawałkach ("Forgiveness and Love", "Stay") potrafi najlepiej wyeksponować. Tak, wiem, że w tej grupie piosenek znajduje się również cover "Every Rose Has Its Thorn" Poison, ale skoro lider namaścił wersję Miley, ja szara myszka nie będę się wypowiadać.

Skoro jednak o Poison mowa, dobrym kierunkiem dla Cyrus jest też rock, a raczej pop rock - jak w nagraniach "Two More Lonely People" i "Take Me Along". Chrypka młodej wokalistki całkiem nieźle pasuje do czadowo-przebojowych numerów. Sama zainteresowana chyba też najlepiej się w czuje w takich właśnie utworach, co słychać w "Scars", który co prawda ocieka syntezatorami, ale ma ewidentnie rockową dynamikę. Zupełnie za to nie przekonuje mnie klubowe wcielenie Miley ("Liberty Walk"). Co prawda tytułowy numer jest całkiem niezły, ale tylko z uwagi na pewną podskórną zadziorność. Największą pomyłką na pewno są eksperymenty z Auto-Tune'em (bardzo irytujące "Permanent December"), bo głos jest akurat jednym z największych atutów gwiazdy.

"Can't Be Tamed" to płyta przejściowa, testowa, którą Miley Cyrus musiała nagrać, by sprawdzić się w różnych stylach i muzycznych konfiguracjach. Pytanie, jaką drogą była Hannah Montana pójdzie dalej. Czy będzie chciała być nową Britney lub Christiną czy spróbuje się przebić z gitarą i ćwiekami. Osobiście mam nadzieję, że wybierze drugą drogę. Zważywszy na milczącą od kilu lat Avril Lavigne, przydałaby się jakaś rozkrzyczana laska.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!