Recenzja
Mogwai - "Hardcore Will Never Die, But You Will"
Podziel się na facebooku! Tweetnij!Jak zwykle mamy u Mogwai niezwykle frapujące, i chwilami zachwycające, połączenie poczucia humoru w tytułach i poważnego grania. Szkoci są w świetnej formie.
Oszczędność słów, obfitość pięknych dźwiękowych przestrzeni. Do tego Mogwai przyzwyczaja nas już od piętnastu lat. Także do przezabawnych tytułów, które zwykle są w kontrze do wielce poważnej muzyki Szkotów. Co nie znaczy, że Mogwai nie zdarza się zaproponować dźwiękowej pigułki o jaśniejszej, weselszej aurze ("San Pedro").
Album jest powrotem do współpracy z producentem Paulem Savage'em, który kilkanaście lat temu zadbał o brzmienie debiutu formacji. Piosenki pięknie, czysto brzmią. Są albo delikatne, szybujące łagodnie w przestrzeni, bardzo ilustracyjne albo osadzone na mocnym, żwawym perkusyjnym rytmie z powieszoną nad nim przybrudzoną gitarą. Drugi przypadek to choćby "George Square Thatcher Death Party" z niemal falsetowym śpiewem. Jest niczym połączenie Kraftwerk, Joy Division, Gang Of Four, The Cure i The Clash w jeden twór.
Godnych reprezentantów przestrzennego postrocka na "Hardcore Will Never Die…" nie brakuje. Weźmy choćby elegancko i łagodnie wpływające do uszu "How To Be A Werewolf" czy "Too Raging To Cheers". Na zakończenie zaś mamy najdłuższą na płycie kompozycję o zabawnym tytule "You're Lionel Richie". Ze słynnym amerykańskim piosenkarzem nie ma nic wspólnego. Narasta w taki sposób, ma tak niesamowity ciężar i hipnotyczny klimat, że spokojnie mogłaby się znaleźć na krążku nieistniejącego już Isis.
Fantastyczny materiał. Moja radość jest tym większa, że za kilka miesięcy będę mógł część z tych utworów usłyszeć na żywo, gdy Szkoci zawitają na OFF Festival. Hard core pewnie prędko nie umrze, kompozycje Mogwai takiej jakości też mają zagwarantowany długi żywot.
Aktualności