Recenzja

29-08-2011-20:24:30

Lykke Li - "Wounded Rhymes"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Lykke Li to jedna z najciekawszych współczesnych wokalistek. Kto miał wątpliwości przy pierwszej płycie, teraz się ich pozbędzie.

Na debiucie Lykke Li jawiła się jako uosobienie dziewczęcego wdzięku. Subtelna, skromna i czasem tylko figlująca z dęciakami czy połamaną elektroniką. Na "Wounded Rhymes" czeka już na nas kobieta. Dojrzalsza, odważniejsza, zdecydowanie bardziej pewna siebie.

Po kruchych, owianych skandynawskim chłodem perełkach znanych z "Youth Novel" zostało echo przebijające się gdzieniegdzie w nowych nagraniach ("Love Out of Lust"). Jest za to śmiała zabawa rytmem (panowie z Radiohead mogą być zazdrośni), dźwięki w psychodelicznych kolorach i podróże w czasie do lat 60. Więcej tu goryczy, smutku, a całość zdecydowanie cięższa niż poprzednik. Zresztą Szwedka ostrzegała, że materiał będzie mroczniejszy, odzwierciedlając nie zawsze radosne doświadczenia artystki minionych dwóch lat. Ostrzegała też, że album będzie bardziej melodyjny i nie kłamała. "I Follow Rivers" to urokliwy pop podlany melancholią, "Unrequited Love" bardzo organiczna rzecz godna jakiejś żeńskiej grupy pod wodzą Phila Spectora z nieodzownym "shoo-wop, shoo-wop", a "Rich Kid Blues" choć za sprawą posępnych klawiszy kojarzy się z "My Girlfriend's Girlfriend" Type O Negative, cudownie wibruje energią i wciąga mocnym refrenem. Jest też piękne, akustyczne "I Know Places" z progresywną codą i iście świąteczne "Sadness Is a Blessing". Największe wrażenie, przynajmniej na niżej podpisanej, robią jednak niesione nerwowymi, bębnami "Youth Knows No Pain", absolutnie przebojowe "Get Some" i lekko nawiedzone, plemienne "Jerome".

"Wounded Rhymes" to pełne niespodzianek, bogate i bardzo zróżnicowane dzieło. Urozmaicone aranżacyjnie, ale wystarczająco piosenkowe kompozycyjnie. Lykke Li wciąż jest subtelną wokalistką, nadal po muzycznych terytoriach porusza się z gracją i lekkością, teraz jednak stąpa pewnie i nie boi się nieznanych zakątków.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: lykke li