Recenzja

20-10-2011-11:43:26

Joe Jonas - "Fastlife"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

22-letni Joe Jonas postanowił trochę zerwać z wizerunkiem grzecznego, miłego chłopca z rodzinnej kapeli Jonas Brothers oraz miałkich filmów z wytwórni Disneya. Pierwszy solowy album to krok we właściwą stronę.

Przypominacie sobie losy Justina Timberlake'a? Spodziewalibyście się jeszcze dziesięć lat temu, że uroczy blondynek z 'N Sync stanie się jednym z symboli ambitnego, świeżego popu XXI wieku? No właśnie, to była wielka niespodzianka. Jestem póki co daleki od stwierdzenia, że Jonas podąży jego tropem, ale "Fastlife" ma z solowymi albumami Timberlake'a sporo wspólnego. Chociażby za sprawą producenckiej opieki bardzo głośnych nazwisk z rejonów tanecznego popu oraz R&B. Doskonałą robotę wykonał Danja, mający na koncie współpracę ze wspomnianym już dwa razy Justinem nad "FutureSex/LoveSounds", ale słowa uznania należą się też Robowi Knoxowi oraz Brianowi Kennedy'emu. Panowie zadbali o brzmienie nowoczesne, przebojowe, ale nie pozbawione przy tym smaku, klasy. Jonas też nie zawiódł. Słychać wyraźnie, że intensywnie pracował nad "Fastlife", że włożył w płytę mnóstwo sił i emocji. Brzmi znaczniej dojrzalej, aniżeli można się było tego spodziewać. Dobrze rozłożył proporcje pomiędzy utworami spokojnymi, balladowymi, a tymi przeznaczonymi do zabawy. Szczególnie pochwalić należy utwory "Just In Love", "Love Slayer" oraz "Not Right Now". Jeśli one się wam spodobają, spokojnie możecie sięgnąć po całość.

Nie ma obciachu!

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: joe jonas