Recenzja

23-04-2012-21:25:00

Lostprophets - "Weapons"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

On taki śliczny, ten Ian Watkins... i jeszcze śpiewa w zespole. Lostprophets, bo taką zespół nosi nazwę, od lat zawieszony jest pomiędzy punkiem dla dziewczynek, a poważnym hardcore'em. I bardzo mu z tym dobrze!

Na Wyspach Brytyjskich Lostprophets mają wyjątkowo silną pozycję. To "Kerrang band" - czyli zespół traktowany serio przez "Kerrang!", najbardziej opiniotwórczy tygodnik zajmujący się ciężkim rockiem i metalem. To poważne wyróżnienie. Zarazem też zespół lubiany jest w Stanach, zdobywał silne pozycje na listach przebojów, nagrał nawet płytę z producentem Bobem Rockiem (zestawienie słów "czarna" i "Metallica" powinno wyjaśnić powagę przedsięwzięcia). Chociaż aparycja pana wokalisty może mieć wpływ na popularność grupy wśród żeńskiej części fanów, to trzeba przyznać, że Lostprophets po prostu wiedzą, jak pisać przebojowe numery, których na dotychczasowych albumach mieli już co najmniej kilka. Zarazem jednak nie dają się ugryźć krytykom - ich zadziorna muzyka czerpie równie dużo z pop-punku (oczywista sprawa - melodie!), co ze szlachetnego hard core'u, screamo i nu metalu. Czyli wilk syty, owca cała i mamy kawał solidnego rocka, który do tego świetnie się sprzedaje.

Przyznam, że bardziej podobał mi się poprzedni album Lostprophets, zatytułowany przewrotnie "The Betrayed". Wcale nie poczułem się nim zdradzony, a raczej pozytywnie zaskoczony jego ostrzem i ciężarem. W przypadku nowej płyty nie dajcie się zwieść zaskakująco czadowemu singlowi "Bring'em Down". "Weapons", mimo groźnego tytułu to raczej powrót do gładszych i łatwiej przyswajalnych brzmień. Takich, co mogą się spodobać fanom Linkin Park (pan od skratchy i syntezatorów naprawdę może sobie tu poszaleć), przemówią do fanów Good Charlotte czy sympatyków świętej pamięci Fall Out Boy. Chóralne refreny, odrobina nostalgii i mamy rozczulające przeboje w stylu "Jesus Walks" czy "A Song For Where I'm From". Chóralny refren plus optymizm? Wychodzi chociażby podnoszący na duchu "We Bring An Arsenal". Dodajmy numetalowe rapowanki ("Better Off Dead") i mamy hitowy zestaw obowiązkowy. Taki, jakiego po kapeli oczekiwaliśmy w zasadzie zawsze. Czyli tak naprawdę wszystko fajnie.

Lostprophets jaki jest, każdy widzi - pozostaje wierny sobie i swoim fanom. Ci mogą go brać w ciemno.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!