Recenzja

06-08-2009-02:05:33

Bruce Springsteen - "Working On A Dream"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Wielki mistrz w wielkiej formie. Boss jest jak wino - im starszy, tym lepszy. Wiem, mocno wyświechtany komunał, ale do tego artysty pasuje idealnie.

Trwające od kilku lat zawodowe partnerstwo i przyjaźń Springsteena z producentem Brendanem O'Brienem (przy okazji świetnym muzykiem) daje wyśmienicie smakujące owoce. "Working On A Dream" chce się konsumować non stop. W tych kilkunastu rockowo-popowych piosenkach (choć nie brakuje tu też country czy bluesa) umieszczono wiele ładnych ozdobników - a to delikatną partię organów, smyczków, instrumentów dętych. Znakomicie zostały zaaranżowane chórki, których jest na płycie sporo. Warto zakosztować tego bogactwa, słuchając całości na słuchawkach. Z premedytacją nie wyróżnię żadnej kompozycji. Należy delektować się wyłącznie pełnym obrazem, nie zaś jego fragmentem.

Album został nagrany bardzo szybko. Do zarejestrowania większości piosenek wystarczyło kilka podejść. Jeszcze szybciej Boss uwinął się z komponowaniem materiału.

Wena go nie opuszcza, nie zjada rutyna, mimo tego, że za kilka miesięcy skończy 60 lat, z których ponad połowę pochłonęła jego wspaniała kariera. Najważniejsze, że Springsteen cały czas jest do bólu szczery i przekonujący w tym, co robi. Setki milionów dolarów na koncie nie sprawiły, że zapomniał skąd przyszedł i dla kogo śpiewa, nie zrobiły mu sieczki z mózgu. Bruce posiadł też, dostępny tylko wybranym, dar genialnego oddawania emocji swoim lekko chropawym głosem. Smutek, ból, tęsknota, gniew, radość, spokój, rozpacz goszczą w piosenkach z płyty. Piosenkach, które w zdecydowanej większości są spokojne, oparte na akustycznej gitarze, ale mają w sobie taką moc, że aż się wierzyć nie chce. Gdy Bruce śpiewa, że zakochał się w królowej z supermarketu to jestem skłonny mu uwierzyć, aczkolwiek wciąż pewnie bardziej kocha Patti Scialfę.

Warto wspomnieć, że "Working On A Dream" jest ostatnią płytą, na której pojawia się klawiszowiec The E Street Band, Danny Federici. Muzyk zmarł w kwietniu 2008 roku. Tradycję współpracy z Bossem kontynuuje syn Jason, który zagrał na akordeonie w jednej z piosenek.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!