Recenzja

13-01-2014-02:58:57

Bruce Springsteen - "High Hopes"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Także dla tych największych artystów przychodzi moment, w którym zaczynają grzebać w dorobku w poszukiwaniu nieujawnionych skarbów. Boss właśnie coś takiego zrobił. Dokopał się do paru świetnych piosenek. Aczkolwiek trudno w tym znalezisku o niespodzianki.

"Anomalia, aczkolwiek nie taka wielka" - tak opisał album "High Hopes" Bruce Springsteen. Bynajmniej nie jest to anomalia stylistyczna, bo na krążku mamy niemal wszystko to, z czego Amerykanin jest od dawana doskonale znany. Polega na tym, że "High Hopes" to odrzuty z sesji, kawałki wcześniej niepublikowane, parę coverów oraz inne wersje znanych już kompozycji. Większa jest obecność Toma Morello niż na "Wrecking Ball", bo lider Rage Against The Machine pojawia się w aż ośmiu piosenkach, a w nowej wersji "The Ghost Of Tom Joad" całkiem udanie dzieli wokale z Bossem. W dwóch utworach słychać też dwóch nieżyjących już muzyków The E Street Band - Clarence'a Clemonsa i Danny'ego Federici.

"High Hopes" to album specyficzny. Na którym są przejmujące, podniosłe piosenki w stylu "Down In The Hole" czy "Hunter Of Invisible Game", głośne, rozbuchane, żywiołowe niczym kompozycja tytułowa, kawałki osadzone wyraźnie w country, bluesie i folku, podmalowane gospelowo, na przeciwległym biegunie mające ładnie sunący do przodu nowoczesny pop "Harry's Place", który spokojnie mógłby stanowić część płyty, dajmy na to, The Cars. "Heaven's Wall" ma słoneczny, radosny początek, jakby pochodził z karaibskiej plaży, lecz szybko przechodzi w typowy springsteenowski lekki rock, podbity chórem. Album "High Hopes" to swoisty przekrój przez to, co oferował Boss w minionych dwóch dziesięcioleciach, o ile nie więcej. Mozaika, na której jednak nie wszystkie kolory prezentują się równie imponująco.

Jedno w płytach Springsteena pozostaje bez zmian, niezależnie od tego, czy pisze nowe piosenki, czy retuszuje to, co kiedyś podpowiedziała mu wyobraźnia - fantastyczny klimat, aura. To coś, co powoduje, że słuchacz czuje się, jakby Boss śpiewał specjalnie dla niego, jakby zaraz miał wyjść z głośnika, stanąć obok i zapytać o wrażenia. Wyjątkowa bliskość. Jako całość "Wrecking Ball" wypada lepiej, ale i "High Hopes" ma piękne momenty.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!