Recenzja

23-09-2015-23:19:43

Chris Cornell - "Higher Truth"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Chciałoby się powiedzieć, że czegokolwiek Chris Cornell by nie zaśpiewał, musi być co najmniej w porządku, dobrze jednak wiemy, że tak nie jest. Na szczęście nowa płyta frontmana Soundgarden nie jest kolejną wpadką.

Amerykanin zafundował sobie poniekąd taryfę ulgową. Po koszmarze, jakim był album "Scream" zrealizowany z Timbalandem, wszystko inne wydaje się o niebo lepsze. Tak też jest z "Higher Truth". Pierwsze, co czujemy po wysłuchaniu czwartego solowego krążka rockmana to ulga. Że nie ma elektroniki, tandety i pseudopopowych przebojów. Jest za to naturalna, w dużej mierze akustyczna, szczera muzyka. Po kolejnych sesjach z płytą, miejsce ulgi zastępuje lekkie wzruszenie ramionami. "Higher Truth" nie wywołuje wielkich emocji, nie zawiera porażających utworów. Mamy do czynienia z solidnym, rockowym zestawem delikatnie naznaczonym folkowym i country'owym klimatem. Podkolorowana dźwiękami harmonijki czy sielskich smyków muzyka. Płyta jest spójna, dopracowana, słychać, że Cornell miał potrzebę stworzenia czegoś delikatniejszego, bardziej przestrzennego i organicznego w porównaniu z tym, co gra z Soundgarden. Trzeba jednak przyznać, że zdarza mu się pofolgować z mocniejszym brzmieniem, skomasowanymi dźwiękami (niezła dramaturgia i iście beatlesowski finał w nagraniu tytułowym).

Nie ma w tym nadmiernego polotu ani czegoś odkrywczego, a jednak słucha się tego albumu z dużą przyjemnością. Nie brakuje fragmentów przyprawiających o ciarki (piękne "Nearly Forgot My Broken Heart", wokalne popisy w "Murderer Of Blue Skies"), choć większość to po prostu brzmi dobrze i autentycznie.

"Higher Truth" to proste, stonowane piosenki, których największym i niezaprzeczalnym atutem jest pełen ekspresji, wciąż zachwycający głos 51-letniego muzyka. Takiej płyty od Chrisa Cornella oczekiwaliśmy.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!