Recenzja

26-12-2009-02:01:55

Eros Ramazzotti - "Ali e radici"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

To w zasadzie pokrzepiające, że jest na świecie taki Eros Ramazzotti, który nie szuka rewolucji, nie ogląda się na nowe trendy tylko nagrywa kolejne, typowe dla siebie płyty. Takie jak "Ali e radici".

Eros Ramazzotti fot. Sony Music

Najnowsze dzieło Włocha nie różni się znacznie od poprzedników. Ponownie mamy do czynienia z chwytliwymi kompozycjami, raz bardziej energetycznymi, kiedy indziej utrzymanymi w spokojniejszym, romantycznym klimacie. To proste, acz pełne uroku popowe piosenki, idealne na letnie dni i wieczory. Całość oparta jest głównie na akustyczno-fortepianowych dźwiękach z subtelnymi smyczkowymi ornamentami. Gdzieniegdzie pojawiają się chórki, niektóre kawałki mają rockowy sznyt (czytaj: chwilami bardziej wyeksponowaną gitarę), głównym bohaterem pozostaje Eros. Choć jego głowę przyprószyła siwizna, głos nadal ma mocny i wciąż potrafi zaśpiewać z wielkim zaangażowaniem. Zrezygnował też z zapraszania gości, fani mają więc okazję cieszyć się po prostu talentem 45-latka.

To już 11.longplay wokalisty i nic nie wskazuje, by dotknął go kryzys wieku średniego czy jakikolwiek spadek formy. Jeśli nadal będzie śpiewać tak zgrabne piosenki, jeszcze długa kariera przed nim.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!