Recenzja

13-05-2011-18:04:33

Smolik - "Smolik"

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

Jeżeli nie jest zepsute, nie naprawiaj. Taką maksymą kierował się Smolik nagrywając czwarty album. Bardzo słusznie.

Artysta przyzwyczaił nas do przyjemnych, nieco nieuszczelnionych elektronicznych dźwięków przetkanych organicznymi drobiazgami. Do niespiesznych, sennych melodii okraszonych łagodnymi wokalami. Do pełnych uroku utworów zaaranżowanych z polotem. Na "4" z sobie tylko znaną gracją sięga po sprawdzone patenty. Na dzień dobry (czy raczej dobry wieczór, bo płyta piękniej brzmi po zmroku) czekają nas eleganckie dęciaki i Gaba Kulka w wyrafinowanym, jazzującym "S.O.S. Songs". Dalej mamy szybujące smyki i odrobinę folku z francuskim akcentem, tj. Emmanuelle Seigner, seksowne za sprawą głosu Kasi Kurzawskiej z Sofy "Never Sing The Love Songs" czy wyróżniające się akustycznym brzmieniem "L.O.O.T.T.", w którym pojawia się Kev Fox.

Skromnym zdaniem niżej podpisanej, najlepiej wypadają jednak wycieczki w stronę czarnych brzmień, a dokładniej utwór "V Girl" z udziałem sprawdzonego już Victora Daviesa, który kołysze równie miło, jak "It Ain't Over 'til It's Over" Lenny'ego Kravitza. Mogłoby w zestawie pojawić się więcej piosenek w tym klimacie. Szkoda też, że Smolik nie do końca wykorzystał potencjał Sqbassa i "obsadził" go w bujającym orientalnie, melancholijnym "Pirat Song". Wyszło oczywiście ślicznie, ale wokalista nie miał okazji w pełni zabłysnąć.

Smolik jest niezaprzeczalnym mistrzem w tworzeniu muzyki miłej i przyjemnej. Kojącej, relaksującej, wyciszającej, ale i subtelnie oddziałującej na zmysły. Swym czwartym albumem udowodnił, że pozostaje w tej kategorii bezkonkurencyjny.

Podziel się na facebooku! Tweetnij!

TAGI: smolik